2.Poznanie.

—Kim są jinch coś tam?—zapytał czerwono włosa.
—Są to ludzie wewnętrzny, których jest demon.—zaczął tłumaczyć blondyn.—Ty jeszcze nie masz się czym martwić.
Zwrócił się do mnie. Usiadł obok mnie i szeroko się uśmiechnął.
—Ja też jestem jinchuuriki, więc wiem, jak się czujesz, w tym momencie. Nawet jeśli jesteś pudełeczkiem to napewno nie zginiesz.—chłopak próbował mnie pocieszyć, ale średnio mu to wychodziło.
—Dobre i to.—stwierdziła czerwonowłosa.—Jest jakiś sposób, aby się upewnić o tym?
Chłopak skrzyżował ręce na piersi i zaczął się zastanawiać na tym pytaniem. Chwilę mu to zajęło. Aż w końcu zaproponował pójście do pani Tsunade.
—Jutro przyjdę po was i razem pójdziemy.
Chłopak wstał z krzesła i ruszył w stronę okna.
—Dobranoc dziewczyny, bądźcie gotowe, jak przyjdę.—powiedział i tak po prostu wyskoczył przez okno.
Marta nie odzywała się. Po prostu wstała i ruszyła do łazienki, chyba nawet ona nie wiedziała jak zareagować na całą sytuację.
Gdy wyszła, ja leżałam na łóżku, wpatrując się w sufit. Marta usiadła na swoim łóżku i przez chwilę patrzyła na mnie.
—Nie popadaj w depresję.—powiedziała, kładąc się.—Przecież nie umrzesz.
—Masz rację, ale ty też byś się nie cieszyła, kiedy straszyliby cię posiadaniem w sobie demona.
Gadałyśmy przez chwilę, dopóki dziewczynie nie zachciało się spać.
Ja w przeciwieństwie do niej nie mogłam spać do późnej godziny. 
Płomień. Niszczycielski żywioł pochłaniający wszystko dookoła.
Młoda kobieta z długimi ciemnymi włosami szła ulicą wioski, trzymając się na brzuch.
—Co ty tutaj robisz?— usłyszała czyjś głos.— Powinnaś być w schronie to niebezpieczne.
Powiedział ciemno włosy mężczyzna z oczami tego samego koloru.
—Gdzie Hikaru?!—wrzasnęła ze łzami w oczach.
—Reiko wróć do schronu!—rozkazał jej.—Pomyśl o waszym dziecku i twoim bezpieczeństwie.
Dziewczyna wybuchła płaczem. Mężczyzna wziął ją na ręce i ruszył z nią w stronę najbliższego schronu.
Gdy byli na miejscu odstawił ją delikatnie na ziemię i kazał pozostałym osobom znajdującym się tam zrobić dla niej miejsce.
—Shiro.—odezwała się przed wyjściem mężczyzny.—Co jeśli on zginie?
—Na pewno nie zostawimy cię samej, a zwłaszcza on.—odpowiedział.—Nie masz się czego bać.
Mężczyzna wyszedł, a cała ziemia momentalnie się zaczęła się trząść. Wszyscy zaczęli osłaniać swoje głowy rękoma.
Wśród głosów niesionych echem, można było usłyszeć szloch, modły wzniesione do bogów o przetrwanie tej nocy.
Dziewczyna siedziała pod ścianą i tylko modliła się o to, aby nie zacząć rodzić przy wszystkich. To oznaczałoby tylko jedno. Zebranie shinobi wioski deszczu, aby odebrali poród jinchuuriki, a wtedy wróg mógłby zaatakować ze zmożoną siłą.
Minęło kilka godzin. Odgłosy wojny ustały. Nadszedł świt. Do schronu weszło dwóch shinobi z wioski deszczu. Przez chwilę kogoś szukali wzrokiem. Nagle zobaczyli ją. Śpiącą pod ścianą. Podeszli do niej i jeden lekko potrząsną jej ramieniem.
Brunetka otworzyła oczy i spojrzała na mężczyznę.
Mocne uderzenie zbudziło mnie ze snu.
—Wszystko dobrze?—zapytała Marta, patrząc na mnie leżącą na podłodze.
—Tak.—powiedziałam jeszcze zaspana.—Miałam dziwny sen…
—Przecież u ciebie to normalność.—stwierdziła czerwonowłosa, wstając z łóżka.—A przez ciebie już nie zasnę, widzisz, co narobiłaś?
Wstałam po chwili z ziemi i podeszłam do jednej z szafek znajdujących się w naszym pokoju. Wyjęłam pierwsze lepsze pasujące do siebie ubranie i szybko się przebrałam, kiedy przyjaciółka była w łazience.
Gdy byłam gotowa, poszłam nam zrobić śniadanie. Nie miałam zbyt wielu składników więc padło na naleśniki. Kiedy Marta wyszła w końcu z tej łazienki, śniadanie było gotowe.
—Japierdole dawaj mi to!—powiedziała podekscytowana i usiadła przy stole.
Obie zaczęłyśmy jeść, kiedy pukanie do drzwi zakłóciło nam to.
—No chyba ich pojebało.—powiedziała zła czerwono oka.—Nawet spokojnie zjeść nie dadzą.
Nagle do mieszkania wszedł Naruto.
—Cześć dziewczyny.—powiedział na wejściu.—Jak tam pierwsza noc.
—Dobrze, ale byłoby lepiej, gdyby ktoś nie spadł z łóżka.—w tym momencie Marta ugryzła naleśnika i spojrzała na mnie morderczo.
Spojrzenie Naruto od razu skierowało się na mnie.
Cały czas myślałam o tym, co mi wczoraj powiedział. Dzisiaj mieliśmy przyjść do pani Tsunade upewnić się, że we mnie jest demon.
—Nie smuć się.-powiedział blondyn, siadając obok.—Od tego na pewno nie umrzesz.
—Chociaż tyle.—zaśmiała się Marta.
Gdy śniadanie było zjedzone nadszedł czas pójścia do Hokage. Bałam się najgorszego, ale pocieszali mnie, że nie będzie źle.
Idąc ulicami Konohy. Moi towarzysze dużo ze sobą rozmawiali, kiedy ja odpowiedziałam im od czasu do czasu. Nagle jakaś dziewczyna szturchnęła Martę, przechodząc obok.
—Oślepłaś czy jaki chuj?—zapytała Marta.
—Przepraszam.—odezwała się różowo włosa.—To się już więcej nie powtórzy.
—Radzę ci korzystać z tego wzroku, bo zaraz możesz go stracić.
Miałam wrażenie, że Marta zaraz zacznie się bić z tą dziewczyną.
—Marta uspokój się.—rozkazałam jej, ale ona mnie zignorowała.
Naruto zobaczył, że cała sytuacja robi się nieciekawa, więc wkroczył do akcji. Złapał Martę za barki i przyciągnął do siebie.
—Przepraszam cię Sakuro za nią, ale jest ona nowa i lekko narwana.—powiedział, szeroko się uśmiechając.
—Dobra.—dziewczyna wyrwała się z uścisku blondyna i stanęła obok mnie.—Nie marnuje czasu na ścierwa.
—A ty gdzie idziesz?—zapytał się po chwili dziewczyny
— Pani Tsunade wezwała mnie i Saia. Podobno ma to związek z Sasuke.
I w taki sposób cała droga minęła w napiętej atmosferze. Marta co jakiś czas pod nosem wyzywała dziewczynę imieniem Sakura.
Gdy doszliśmy do budynku, tam czekał na nas kolejny chłopak. Miał on bladą cerę oraz kontrastujące włosy i oczy.
—Cześć Sai.—odezwał się Naruto.—Pozwól, że przedstawię ci Martę i Victorię.
—Cześć.—mówił to z dziwnym uśmiechem.
—My się chyba nie znamy.—zwróciła się do mnie różowo włosa, uśmiechając się i wyciągając do mnie rękę—Nazywam się Haruna Sakura.
Odwzajemniłam uśmiech i uścisnęłyśmy sobie dłonie. Marta jedynie zmierzyła nas wzrokiem i przy wszystkich powiedziała.
—Jeśli chcesz mnie jeszcze kiedykolwiek dotknąć do musisz na tą rękę wylać całą butelkę środka czyszczącego.
Nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć. Za to Sai zaczął chichotać.
—Już ją lubię.—powiedział szatyn.
Marta jedynie spiorunowała go morderczym wzrokiem. W tym momencie naprzeciwko niej stanęła Sakura.
—Jesteś tutaj nowa, ale to nie oznacza, że możesz każdego rozstawiać po kątach.—stwierdziła Sakura.
W tym momencie dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi, uśmiechając się szyderczo.
—Jeśli chcesz, to możemy inaczej rozwiązać nasz spór.
Czerwonowłosa podbiegła do blondyna i w mgnieniu oka wyjęła z jego pochwy coś na wzór noża. Z tego, co pamiętałam nazywało się to kunai. Był to nóż do atakowania na duże odległości. Tak właśnie zrobiła moja przyjaciółka. Odsunęła się od nas na kilka metrów i gładkim ruchem ręki rzuciła nim w różowo-włosom raniąc jej policzek.
—Marta przestań!—stanęłam między nimi, zasłaniając ranną dziewczynę.
—Zejdź mi lepiej z drogi, bo jeszcze ty oberwiesz.—jej oczy ze zwykłej czerwieni przerodziły się w krwistą czerwień, a wzrok przepełniony był nienawiścią.
—Marta co z tobą jest?—zapytałam i w tym momencie Naruto wraz z Saiem unieruchomili dziewczynę.
Marta zaczęła krzyczeć, miotać się i wyrywać. Z jej gardła wyrwał się nieludzki krzyk cierpienia.
—Co się tutaj dzieje?
Z tego wszystkiego sama Tsunade zeszła do nas. Widząc, co się dzieje, rozkazała wnieść Martę do góry.
—Wszystko w porządku?—zapytałam, pochodząc do krwawiącej dziewczyny.
—Tak.—stwierdziła, wstając z ziemi.—To tylko maleńka rana.
W tym momencie zobaczyłam jak z ręki dziewczyny, wydobywa się jasnozielone światło. Gdy odsunęła rękę, po ranie nie było nawet śladu.
—Niesamowite!—powiedziałam podekscytowana.—Jak ty to zrobiłaś?
—Jestem medycznym ninją, ale o tym pogadamy później, bo pani Tsunade na nas czeka.
~~***~~

—W takim razie już możemy zaczynać.—powiedziała kobieta na nasz widok.
W gabinecie kobiety panował coraz większy chaos. Stosy papierów urosły, a liczba śmieci, które zajmowały większą powierzchnie podłogi, jeszcze się zwiększyła.
Na kanapie, która była jedynym wolnym od śmieci i papierów miejscem, siedziała obrażona Marta. Usiadłam obok niej, słuchałam, o czym mówili.
—Jakim cudem udało im się dostać na terytorium Konohy?!—zapytał zdenerwowany blondyn.—Gdybym w tamtym momencie był w ich pobliżu.
—Naruto nie obwijaj się. I tak bardzo dużo zrobiłeś.—pocieszyła go kobieta.—Musimy pokrzyżować plany Orochimaru oraz Akatsuki co nie będzie należeć do najprostszych.
—Akatsuki poluje na jinchuuriki, ale czego może chcieć od nas Orochimaru?—zapytała przejęta Sakura.
W tym momencie przeszył mnie dreszcz i poczułam lekki ucisk w brzuchu. Od razu się za niego złapałam, a moja przyjaciółka zobaczyła, że znów jest coś nie tak.
—A tobie co znów?—zapytała się Marta.
—Znów zaczyna boleć, ale już nie tak mocno.—powiedziałam tylko po to, aby jej nie martwić, choć ból był coraz silniejszy.
—No to chyba dobrze.
W tym momencie pani Tsunade do nas podeszła.
—Wszystko dobrze?
—Tak, tylko lekki ból.
Nigdy nie lubiłam jak ktoś się, nade mną użalał, też nie chciałam robić żadnych scenek. Wolałam udawać, że wszystko jest dobrze i modlić się, aby ból miną.
Kobieta rozkazała mi wstać i podciągnąć bluzkę. Zrobiłam to. Nagle wszyscy zamarli. Na moim brzuchu widniał ten sam znak co wieczorem.
—To nie możliwe…—powiedziała kobieta.—Przecież to pieczęć…
—Ale ona nie jest z naszego świata.—powiedziała Sakura ze łzami w oczach.—Ona nie może być jinchuuriki.
Czyli jednak…moje największe obawy się spełniły. Posiadałam w sobie demona, o którym zeszłego wieczora opowiadał nam Naruto, który sam w sobie nosił zapieczętowanego demona.
—Sakura!—odezwała się kobieta.—Idź do Shizune, aby otworzyła ci archiwum. Tam poszukaj informacji z wydarzeń, które miały miejsce siedemnaście lat temu we wszystkich wioskach.
—Dobrze.—odpowiedziała i lekko skinęła głową.
Minął kwadrans, zanim wróciła różowo-włosa z kilkoma brązowymi teczkami. Kobieta od razu zaczęła szukać informacji na nasz temat. Pierwsza teczka mówiła morderstwie, druga o kilku porwaniach, trzecia o wyłudzeniach, ale czwarta i piąta dała wszystkim do myślenia.
—W Wiosce Ukrytej w Deszczu wybuchła wojna domowa spowodowana złym rządem oraz brakiem żywności.—zaczęła nam tłumaczyć kobieta.—Co najciekawsze w tamtym okresie przebywała tam młoda kobieta, która była Jinchuuriki, jednak ślad po niej zaginął.
Wszystkie spojrzenia padły na mnie. Moja mama i świat ninja. Nie pasowało mi to do siebie.
Gdy byłam małą dziewczynką, często pytałam o ojca, ale mama kazała mi nie wspominać o nim. Był on dobrym człowiekiem, ale zginął w wypadku samochodowym, gdy ona była w ciąży. Potem moja mama poznała Davida, za którego wyszła, a ja dzięki temu zyskałam brata Dominika.
Zawsze sobie pomagaliśmy, ale popadł w złe towarzystwo i uciekł z domu. Nie mieliśmy ze sobą kontaktu od czterech lat…
—Victoria-chan co wiesz o przeszłości swojej rodziny?—Kobieta skrzyżowała ręce na piersi i obserwowała każdy mój ruch.
—Nie wiele.—Jęknęłam—Można nawet przyznać, że nic oprócz tego, że wychowała się w domu dziecka, potem poznała mojego ojca i aż do jego śmierci mieszkała w innym mieście. 
Tsunade jedynie jęknęła i na swoim krześle odwróciła się twarzą do okna. Przyznała, że jeden problem związany z organizacją Akatsuki został rozwiązany. W Wiosce Ukrytej w Liściach przebywało dwóch najpotężniejszych jinchuuriki stąpających po ziemi. Została tylko zagadka niejakiego Orohimaru. 
—Pora teraz na piątą teczkę.—wyszeptała i wzięła ją do ręki. 
Wszyscy wstrzymali oddech, kiedy zobaczyli tylko jedną kartkę zapisaną jedynie do połowy. Blondynka zaczęła czytać i po chwili westchnęła. 
—Marta-chan co wiesz na temat swojej rodziny i poprzedniego miejsca zamieszkania?—zapytała kobieta. 
—To, że mieszkali w innym mieście i tyle. 
Wioska Ciągłej Mgły, była znana z potężnej techniki, osoby urodzone w tamtejszych klanach posiadały zwykłą chakrę, jadnak mogli oni połączyć się z demonami różnej maści. Wioska ta została zniszczona przez wrogą wioskę. Zostało wspomniane, że przetrwała tylko dwójka shinobi. 

~~Oczami Marty~~
Poczułam lekkie ukłucie zazdrości. Spojrzałam na wszystkich, którzy znajdowali się w gabinecie. Jak zawsze każdy był zajęty Victorią, bo zawsze ona była lepsza. Victoria to Victoria tamto. Miałam już dość. Wsadziłam rękę do kieszeni. Coś w niej miałam, wyjęłam to coś i okazało się, że był to mój ostatni papieros.
—Nudno tutaj macie.—powiedziałam, odwracając się na pięcie.
—Gdzie idziesz?—zapytała Victoria.
Na sam jej głos miałam ochotę podejść do niej i pokazać jak pachną kwiatki od spodu. Zacisnęłam pięść i odwróciłam się do niej.
—Przejść się.—rzuciłam krótko i wyszłam.
Ten cały budynek, był jednym wielkim labiryntem. Krążyłam, aż w końcu udało mi się znaleźć z niego wyjście.
Stanęłam przed budynkiem i zapaliłam papierosa zapaliczką, którą znalazłam w drugiej kieszeni.
Już po pierwszym zaciągnięciu się uspokoiłam.
—Nie pal tyle, bo nie urośniesz.—odwróciłam się i zobaczyłam blondyna ze szczerym uśmiechem.
Nie odpowiedziałam, tylko odwróciłam się i ponownie się zaciągnęłam.
Uznałam, że nie chce mi się dalej stać, więc usiadłam przy najbliższym murku.
Chwilę po tym, jak usiadłam, on stanął naprzeciwko mnie, lekko dotykając moich kolan.
—Czego tak właściwie oczekiwałeś, po tym, jak za mną pójdziesz ? — spytałam znudzona,
Jednocześnie wypuszczając dym na jego twarz.
—Nie chciałem, żeby ci się coś stało.—powiedział, patrząc mi się w oczy.
Uśmiechnęłam się wrednie i odpowiedziałam
—Uwierz, że moja pieść, że tak powiem w moim świecie, nie raz była pobrudzona krwią.
Spojrzał się na mnie z dziwnie, ale zaraz przestał i uśmiechnął się.
—Widzę z nie chodzi o to, że jesteś znudzona, nie za bardzo chcesz słuchać o swojej przyjaciółce Hm?
Spojrzałam zdziwiona. Skąd on to mógł wiedzieć.
—Nie wiem, w dupie to mam.— powiedziałam obojętnie znów się zaciągając.
—Hah jak chcesz, mnie okłamywać nie musisz, kończ już tego papierosa i chodź ze mną na górę.-Mówiąc to, przejechał lekko po moim ramieniu aż do dłoni i złapał ja, po czym pociągnął lekko ku sobie, by iść. Wyrzuciłam szluga, ostatni raz się zaciągając i ruszyłam za nim, wciąż trzymając go za rękę.
Poczułam jak się czerwienie. On odwrócił lekko głowę i uśmiechnął się głupkowato, a ja zakryłam twarz włosami, żeby nie pokazywać, że chyba coś poczułam i to pierwszy raz. Nie znałam tego uczucia, było inne i dziwne na szczęście niesilne. W końcu doszliśmy do miejsca, gdzie była Victoria i reszta tej śmiesznej bandy. Od razu lekki uśmiech zszedł z mojej twarzy, puściłam rękę Naruto i skrzyżowałam ręce, ponownie siadając na kanapie.
-Napalilas się? Czuć na kilometr od ciebie.— Spojrzałam na nią z pogardą
-Mogłabyś wyjść się przewietrzyć, bo nie wytrzymam tego zapachu, Pani Tsunade niech pani coś zrobi.
-Kurwa mam ciebie dość typiaro, zachowujesz się jak jebana księżniczka, zaraz dostaniesz po mordzie.-Mówiąc to, wstałam i zacisnęłam pięści.
-Skoro ci to przeszkadza, to możesz stad wyjść.-odezwała się Victoria.
-Cisza! -Wykrzyczała Tsunade.--Nie mam zamiaru wysłuchiwać tych wyzwisk. Proszę cię Marta, abyś wyszła stąd i przemyślała swoje zachowanie.
Wyszłam bez zastanowienia, a przyjaciółka podążyła od razu za mną.
-Nie mam zamiaru więcej tu przebywać, wypierdalam stąd. -powiedziałam-Idę razem z tobą.-Powiedziała stanowczo-To nie moje klimaty. Cieszyłam się ze wreszcie mamy takie samo zdanie na jeden temat. Od razu wyruszyliśmy na poszukiwanie jakiegoś wyjścia czy coś podobnego Po pewnym czasie ujrzałyśmy bramę.
Bez zastanowienia przekroczyłyśmy jej próg.
Gdy szłyśmy tak, przez 20 minut był sam las.
Przez cały ten czas czułam jakby, ktoś mnie obserwował.
Nagle Victoria stanęła.
-Co ty odpierdalasz?-spytałam zmęczona i zła przez to łażenie do nikąd.
-P-patrz na górę tego... drzewa.
Spojrzałam Do góry. Nic tam nie było.
- Japierdole, ale ty jesteś zje...-przerwałam, gdy zobaczyłam, że za mną mojej przyjaciółki nie ma. Po chwili stania w miejscu poczułam jak ktoś, odwraca mnie do siebie. Gdy spojrzałam, ujrzałam chłopaka. Jego oczy były puste, zupełnie bez wyrazu. Miał dość długie czarne włosy spięte w kitkę, miał na sobie również czarny płaszcz w czerwone chmurki. Nie wiem, dlaczego, ale przez dłuższą chwilę patrzyłam mu głęboko w oczy. Znów poczułam jak się czerwienie, jednak tym razem on to odwzajemnił.
-Itachi! - krzyknął ktoś. Chłopak odwrócił się, więc pewnie tak miał na imię. Gdy uniosłam oczy, ku górze ujrzałam jak pół człowiek pół rekin, trzyma nieprzytomna Victorie.
- Co ty się z nią cackasz, ogłusz ja i bierz, zanim zrobi to Orochimaru. Chłopak spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach, jednak starał okazywać się obojętność.
-Nie będzie stawiać oporów.-Powiedział. -Mogę ją po prostu trzymać i biec.
-Jak wolisz, ale jak ucieknie, wszystko pójdzie na ciebie.
Byłam w totalnym paraliżu oraz szoku, że nie wydobyłam z siebie żadnego sprzeciwu. Paraliż był zapewne spowodowany tym, że zobaczyłam rekina z nogami, ogłuszoną przyjaciółkę oraz dość przystojnego, dobra bardzo przystojnego porywacza. Nagle zaczęłam skakać z nim po gałęziach tak szybki, że czułam, jak kurwa muchy się o mnie obijają.
-Stop!-wrzasnęłam
-He?-Westchnął cicho szatyn.
-Puść mnie!-w tym momencie zaczęłam się miotać i wyrywać.Itachi ścisnął moja dłoń. Nagle poczułam jak coś się ze mną dzieje, zaczęłam widzieć ostrzej, a moja siła stała się nadludzka. Zatrzymałam go jednym ruchem oraz wygielam jego rękę na pół. Ten nagle zamienił się w stado kruków. Złość jednak nie ustąpiła.
-Chyba już rozumiem czemu Orochimaru tak bardzo chce ja mieć. Jednak my jesteśmy lepsi. -Powiedział typ, który trzymał Victorie.
- Idź dalej. Ta, która trzymasz, jest ważniejsza, a z tą się pobawię.-Powiedział nagle glos zza mnie. Odwróciłam i zamachnęłam się. Zauważyłam, że moje paznokcie stały się dziwnie długie. Niestety porywacz uniknął tego bez trudu.
-Jak chcesz, ale nie schrzań tego.-Powiedział to, nie oglądając się za siebie i zniknął po 2 sekundach. Gdy odwróciłam się chłopak o imieniu Itachi patrzył się na mnie oczami tak samo czerwonymi, jak moje, miał jednak jakieś wzory na tęczówce, niestety nie zdarzyłam się przypatrzeć, bo nagle cały świat stał się czerwony i zaczęła mnie bolec głowa
-Będziesz już spokojna ?
Ból był na tyle silny, że naprawdę się uspokoiłam i upadłam na kolana
-Co...co się dzieje- powiedziałam ledwo.
-Jesteś taka ... znaczy, masz nie stawiać oporów, bo cię zabije.-powiedział stanowczo. Kiwnelam lekko głowa, oznajmiając, że tak. Nagle ból ustał. Znowu byłam w tym dziwnym lesie, a naprzeciwko mnie stał chłopak z znów zwykłymi czarnymi oczami
-Jesteś jakaś inna.-Mówiąc to, podchodził do mnie bardzo wolno.
-Chcesz mnie zabić? -Spytałam drwiąco.-Chyba lepsze to niż męczenie się w tym świecie.
-Od kiedy tu jesteś?-spytał.
-Od wczoraj.-Odpowiedziałam ze smutkiem w głosie, bo nie miałam już sił udawać obojętnej. Coś we mnie pękło. Zawsze szybko się poddawałam.-Masz może papierosa? Chciałabym zapalic, zanim umrę.
Spojrzał na mnie dziwnie.
-Nie pale. Ty też nie powinnaś. Twój organizm jest strasznie wyniszczony od wewnątrz. Zaczynając od płuc po wątrobę i ...-przerwałam mu. Nie chciałam już słuchać Kazań, bo dobrze wiedziałam, że to przez narkotyki, alkohol oraz papierosy.
- Wiem. Trudno, proszę, zabijaj mnie, byle szybko. Może wtedy się obudzę, bo uważam, że to moj Spierdolony sen.
-Zabawna jesteś.-Nagle podszedł do mnie bardzo blisko. Na tyle blisko, że nasze nosy prawie się dotykały. Znowu poczułam to dziwne uczucie jednak tym razem bardzo dziwne.-Słodko się tez czerwienisz.
Mówiąc to, zaczął bawić się, kosmykiem moich czerwonych włosów. Znów byłam sparaliżowana. Jak to na imprezach było, zawsze przy tak bliskim kontakcie wzrokowym zaczynałam się całować, ale teraz się wstydziłam. Bałam się odmowy ? Zauważyłam, że on też jest zawstydzony ta sytuacja.
-Ty też.-Odpowiedziałam po chwili. Nasze twarze były coraz bliżej. Poczułam już jego wargi na swoich, ale nagle przypomniało mi się o Victorii.
-Miałeś mnie zabić, a nie rozkochać.- Musiałam przerwać ta piękna chwile, bo martwiłam się o przyjaciółkę. Mówiąc to, znów poczułam ze się czerwienie, bo z jednej strony mogłam jeszcze chwile poznać smak jego ust.
-Wybacz. Sam nie wiem, co właśnie zrobiłem...-Powiedział lekko wkurzony, ale po chwili lekko się uśmiechnął. Podał mi rękę i spytał, czy chce jeszcze zobaczyć przyjaciółkę. Od razu przytaknęłam.
-Eh co ja dla ciebie robię, sam nie wierzę. Wyczuwam silna chakre w pobliżu wielu osób.- Nagle wyjął coś spod płaszcza. Było to Kunai z kartka na której było coś napisane. Podając mi to, pocałował mnie delikatnie w czoło.-Jeszcze się spotkamy.

-Oby.- Powiedziałam, uśmiechając się wrednie. Po chwili zniknął. Stałam przez dobra minutę i zastanawiałam się, co się właśnie stało i z nadal nie ma ze mną Vicki. Na szczęście po tej minucie pojawiła się Naruto wraz z tą szmatą oraz Sai’em.

Komentarze

Popularne posty